Zanim zarzucimy coś Google zastanówmy się, co możemy stracić – case Axel Springer z Niemiec

Niech lektura tego wpisu sprawi, że zanim zaczniemy się awanturować na Google, to warto trochę ruszyć głową. Życie pokazuje, że:

  1. bardzo często przesadzamy w demonizowaniu Google – zapominając, a może nie chcąc pamiętać, że … nikt nikogo nie zmusza do tego, aby używać wyszukiwarki Google
  2. przez zrobieniem z siebie nie powiem kogo pasowałoby zasięgnąć opinii specjalistów (od SEO) – może tych zewnętrznych, bo nie wyobrażam sobie wytoczenia wojny bez analizy korzyści, jaką można z tego tytułu odnieść.

Co mam konkretnie na myśli?

Nie tak dawno temu okazała się informacja, że przez 3 tygodnie w Google nie były prezentowane rozszerzone wyniki wyszukiwania w odniesieniu do treści z serwisów Welt.de, Computerbild.de, Autobild.de i Sportbild.de. Linki do artykułów z tych serwisów na listingu w wyszukiwarce Google prezentowane były wyłącznie w formie podlinkowego tytułu.

Powód?

Spór między Springerem a Google – poszło o naruszenie właśności intelektualnej.

Skutek?

W serwisach spadł ruch – nawet o 40 proc. !!!

Efekt?

Koncern „łaskawie zgodził się” na powrót do tego, co było wcześniej – aby obok podlinkowanego tytułu Google serwowało także opis oraz miniaturkę zdjęcia (nie bez powodu dałem łaskawie w cudzysłowiu – bardziej się ośmieszyć nie mogli….)

Konkluzja?

  1. nikt nas nie zmusza do używania produktów danej firmy
  2. zanim będziemy się awanturować warto zasięgnąć opinii specjalistów z danej branży – a nie tylko prawników.

Nie przesadzajmy z regulacjami prawnymi – mamy wolny rynek i jak się komuś nie podoba Google, niech idzie do Binga, Yahoo, Baidu czy … gdziekolwiek indziej.

Z całej sytuacji płynie jeszcze jeden wniosek – im lepsze mamy opisy dla naszych stron, a one im bardziej są zoptymalizowane – tym większy ruch na naszych stronach, a co za tym idzie tym więcej potencjalnych Klientów je odwiedza. Warto to wykorzystać – a nie „szukać dziury w całym.”

16 komentarzy do “Zanim zarzucimy coś Google zastanówmy się, co możemy stracić – case Axel Springer z Niemiec

  1. Niektórzy wydawcy nie rozumieją, że Google ich do niczego nie potrzebuje.

    Gdy są trzy możliwości:
    (1) strona wydawcy znajduje się w indeksie, Google nie płaci wydawcy
    (2) strona wydawcy znajduje się w indeksie, Google płaci wydawcy
    (3) strona wydawcy nie znajduje się w indeksie
    głupi wydawca myśli, że Google ułoży te możliwości od najlepszej do najgorszej w kolejności 1, 2, 3, czyli zapłaci po zakazie indeksowania bez opłat, a w rzeczywistości Google wybiera 1, 3, 2, czyli usuwa strony.

  2. ” zapominając, a może nie chcąc pamiętać, że … nikt nikogo nie zmusza do tego, aby używać wyszukiwarki Google”
    Tak, to tak samo jak powiedzieć jak nie podoba Ci się poczta polska to nie korzystaj z niej, albo jesce lepiej. Jak nie smakuje Ci kranówa to nie pij wody (gdzie jest tylko jeden dostawca)

    Tak na marginesie:
    I nie mamy wolnego rynku. Primo: rządy kontrolują ponad 50% rynku. Secondo: reszta jest kontrolowana pre ciężką stopę administracji i szczegółowego prawa.

      1. Zamiast Poczty Polskiej można wybrać InPost, ale dla Google nie ma alternatywy. Dobrze o tym wiesz. 🙂

        1. Darek, ja jestem zadowolony z Google, więc na razie nie szukam alternatyw tak, jak co niektórzy krzykacze, co plują na Google, a jednocześnie … dzięki Google zarabiają. Do takiego poziomu się nie zniżam. Co nie znaczy, że zawsze twardo trzymam się jednego rozwiązania – np. potrafię zmienić markę telefonu, jak uznam, że inny model jest dla mnie lepszy.
          Dla mnie liczy się wygoda – i mam gdzieś, co mówią owi krzykacze. Jak im tak źle niech pójdą do Binga – nie jesteśmy skazani na Google, jest wiele innych alternatyw – zamiast Drive’a mamy Dropboxa, zamiast nawigacji GoogleMaps – Naviexperta czy Sygica.
          Prezes Axela myślał inaczej – chodziło o zrobienie szumu wokół włąsnej firmy, aby mógł potem powiedzieć: „Patrzcie, utarłem nosa Google”. Jak jednak okazało się, że jego plan spalił na panewce to szybko uciekł na wyjściowe pozycje.
          Nie bez powodu napisałem ten wpis – zanim ktoś coś komuś zarzuci niech dwa razy się zastanowi, czy aby czasem zamiast ruszyć własnymi szarymi komórkami nie ulega krzykaczom – krzykaczom, którzy sami często nie mają zielonego pojęcia o tematach, na które się wypowiadają…

          1. Przeanalizujmy,

            czy uważasz, że ktoś może zasysać cudze zdjęcia i wyświetlać je na cudzej stronie bez zgody autora, a właściwie powinienem zapytać skąd niby pogląd, że Google może, kiedy inni nie mogą?

            W UE, w tym w Niemczech i w Polsce, prawa autorskie są pod ochroną, a wykorzystywanie pozycji monopolistycznej zabronione.
            To, co opisujesz zawiera w sobie obie te rzeczy. Google bez zgody autora wykorzystuje cudze zdjęcia, a żądanie ich usunięcia powoduje spore straty.
            Google jest monopolistą i nie można „pójść do Binga”, bo z wyszukiwarki Bing nikt nie korzysta.
            Przyrównywanie Drive do Dropboxa w kontekście tego tematu jest bardzo chybione, w kontekście właściciela strony WWW. Twórcy stron korzystają z Google nie dla wygody i własnego upodobania, ale dlatego, że z Google korzystają użytkownicy (w Polsce 95%) w przeciwieństwie do innych wyszukiwarek.
            Jeżeli ktoś, kto ma pozycję monopolistyczną, narusza prawo wiedząc, że użytkownik — twórca WWW — nie ma wyboru, bo konkurencyjne podmioty nie są w stanie nawet podjąć rywalizacji — jest nadużywaniem pozycji monopolistycznej.

            Szkoda, że Ty, który tak dużo o etyce piszesz, nie zauważasz tego, za to zauważasz „głupotę” ludzi, którzy na naruszenie praw nie chcą się zgodzić.

          2. Darek,

            ale przecież Google przestało zasysać Axela – więc w czym problem?

            Zauważ, że np. jak na blogu napiszesz o czymś, o czym ktoś napisał, dajesz linka – i jest OK. Google, prezentując wynik wyszukiwania, odsyła ludzi na stronę axela, gdzie reklam jest pewnie od groma – więc Axel zyskuje.

            Może trzeba byłoby ludziom w Narzędziach dać opcję „Nie pokazuj w SERPach niczego poza Title i sztywnych description”? 🙂

    1. Ależ przecież wydawnictwa Springera nie wypadły z indeksu Google. Usunięte zostało jedynie to, co chciał Springer. Czyli dokładnie zgodnie z życzeniem niemieckiego koncernu. Co tu ma do rzeczy monopol Google? W każdej innej wyszukiwarce efekt byłby taki sam. Bo przecież Springer nie życzy sobie prezentowania choć ułamka treści „za darmo”. Zatem nie prezentuje się.
      Po prostu ktoś tu nie zrozumiał podstaw PR, reklamy, marketingu etc. To tak, jakby w kiosku gazety były w nieprzezroczystych okładkach. Kupisz kota w worku? Nie, weźmiesz inną. I to jest dokładnie to samo. Elementarne, Watsonie!

  3. Sebastianie niestety Google to już monopol, gdyby to były Stany Zjednoczone 100 lat temu już dawno zostałby rozbity.To że jest jakaś alternatywa nic nie znaczy, liczą się udziały rynkowe. Dla firm naftowych Johna D. Rockefellera też były alternatywy, a jednak jego imperium zostało uznane za monopol niebezpieczny dla zdrowej gospodarki i rozbite na części.

    1. O Rockefellerze czytałem ostatnio ksiażkę o miliardowerach z 19/20 wieku – Rockefeller był niezły; zero skrupułów ….
      BTW – zobaczymy, co z tego monopolu Google wyniknie.
      Zauważ, że w USA Google ma konkurentów – monopol na polskim czy w ogóle europejskim podwórku wynika z tego, że Bing sobie odpuścił rynek, a i lokalne inicjatywy nie mają na tyle siły, aby się przebić; nawet Onet czy Wp zamiast rozwijać swoją wyszukiwarkę bazują na silniku Google. Jak widać kasa rządzi światem – i nie możemy jako zwykli userzey się awanturować skoro firmy z kapitałem „pomagają monopoliście” w zdobywaniu coraz większych udziałów w rynku

  4. Do komentarza z 12-11-2014 10:01* „ale przecież Google przestało zasysać Axela – więc w czym problem?”

    Sebastian,

    przestało, po czym zaczęło, bo AS „zgodził się” i na tym właśnie polega praktyka monopolistyczna. Praktycznie wszędzie pisano o zgodzie w cudzysłowie, dlatego, że tak naprawdę został zmuszony.
    Ludziom trzeba było podesłać formularz czy wyrażają zgodę na używanie zdjęcia (co do krótkiego opisu mam wątpliwości czy jest to konieczne czy nie można tutaj stosować prawa cytatu) i dopiero po uzyskaniu zgody — zacząć go wyświetlać.
    Teraz to Google nie ustępuje w niczym przeciętnemu użytkownikowi „Chomika”, który wrzuca czyjś utwór z adnotacją — „Jak ci się nie podoba daj znać — usuniemy”, różnica polega na tym, że Google jest monopolistą i takie praktyki poza naruszeniem praw autorskich jest także wykorzystywaniem pozycji monopolisty.

    Zupełnie czym innym jest to czy działania AS wynikają z próby autentycznej chęci ochrony własnych praw czy tylko służą by atakować Google i mieć argumenty. Tego się nie dowiemy, ale wiemy, że każdy ma prawo do ochrony własności intelektualnych, które — jak zarzuca AS — Google narusza. Nikt nie może stać ponad prawem.

    * Niestety, to już kolejny raz, kiedy ustawione przez Ciebie poziomy zakorzeniania komentarzy nie wystarczyły abym mógł odpowiedzieć bezpośrednio pod Twoją odpowiedzią. 🙂

  5. Günther Oettinger dla „Handlesblatt”: „Jeśli Google wykorzystuje i przetwarza własność intelektualną autorów z UE, Unia powinna chronić tę właściwość i domagać się opłat”

    Wbrew temu co piszesz Axel Springer jeszcze nie przegrał, bo spowodował rozpoczęcie debaty w UE ba temat ochrony praw autorskich i pojawiają się pomysły by ujednolicić przepisy dot. prawa autorskiego w krajach UE, tak by korzystanie z cudzej własności intelektualnej (jak w tym przypadku) wymagało odgórnie wymagało odpowiednich opłat.

    1. Darek,

      napisałem przegrał, bo stracił na ruchu.

      Na miejscu Google, jak już pisałem, dałbym firmom możłiwość wyboru – kto mieć chce ruch niższy o kilkadziesiąt procent, niech sobie zastrzegają te dane, a wtedy Google będzie wyświetlało tylko zawartość title i description

      Nie popadajmy w paranoję – firmy dzięki Google mają kasę, bo potencjalni Klienci do nich trafiają. Jak nie chcą klientów, niech się zablokują przed indeksowaniem w Google.

    1. 5 tygodni temu, a nie tydzień jak błędnie napisałem w poprzednim komentarzu, ale to jest mało istotne.

Skomentuj Sebastian Miśniakiewicz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *