Kancelarie przebijają się do klientów w Internecie – dlaczego dziennikarze nie poczytają przed napisaniem coś o SEO?

16 lutego ukazał się w dzienniku „Rzeczpospolita” artykuł Ireneusza Walencika dotyczący pozycjonowania stron kancelarii adwokackich. Z ciekawością się z nim zapoznałem – mało jest publikowanych informacji w polskich mediach o SEO. Niestety, po ostatniej publikacji na Bankier.pl znowu się zawiodłem poziomem merytorycznym artykułu. Zawsze myślałem, że przed publikacją artykułu ktoś go sprawdza pod kątem poprawności nie tylko stylistycznej, ale i merytorycznej. Dlaczego dziennikarz „nie odrobił” dobrze zadania domowego, przecież media to czwarta władza – pisząc artykuły trzeba sprawdzać je skrupulatnie, aby nie kreować złych wzorców w społeczeństwie. Lub wręcz aby nie pisać nieprawdy.

Ale do rzeczy. Chciałbym zwrócić uwagę na trzy kwestie, które przykuły moją uwagę we wspomnianym artykule. Jest jeszcze kilka, drobniejszych, „niuansów”, ale nie będę już tak „nieludzki” i pominę je milczeniem.

1) Sam wstęp

Prawnicy chętniej korzystają z oferty firm informatycznych profesjonalnie pozycjonujących strony online w wyszukiwarkach

Strona online? Hm, a są inne? 🙂

2) pisanie o Google jako o przeglądarce

A ponieważ w sieci są już setki witryn kancelaryjnych, trzeba jak najwyżej ulokować się w przeglądarkach, konkretnie w najważniejszej, czyli Google.

3) Na końcu artykułu jest krótka definicja, rzekomo zaciągnięta z Wikipedii

W wyszukiwarce internetowej linki do stron odpowiadające szukanym hasłom (tzw. słowom kluczowym) uszeregowane są według liczby kliknięć. Na pierwszych miejscach, czyli najwyżej,  znajdują się te, które internauci otwierają najczęściej. Dlatego rozwinęły się działania nazywane pozycjonowaniem lub SEO.

W SEO siedzę już długo, ale o tym jeszcze nie słyszałem, aby to ilość klików decydowała o pozycji strony… Szkoda, że autor nie podał odnośnika…

Chyba przestanę kupować gazety …. Skoro dziennikarze przy przygotowywaniu artykułów o SEO nie potrafią sprawdzić znaczeń i poprawnie użyć podstawowych zagadnień z tematu, to aż „boję się czytać” reportaży o finansach publicznych, emeryturach. Aha – powyższy tekst ukazał się w dziale Prawo. Jeżeli wszystkie publikowane tam artykuły są tak napisane, to gratuluję. No comments.

Ktoś powie: „może napisać do Redakcji” i zażądać sprostowania? No cóż, z własnego doświadczenia wiem, że to nic nie da. Lata temu Gazeta Wyborcza napisała artykuł o firmie, w której kiedyś pracowałem. Informacje tam zawarte ocierały się o pomówienia. Napisałem sprostowanie, na które nie dostałem żadnej odpowiedzi – mimo, że zostało doręczone osobiście do redakcji w Krakowie. Do dzisiaj leży ono u mnie w szafce – na pamiątkę.

Od tamtego momentu do wszelkich rewelacji w prasie podchodzę z dużą dozą rezerwy, wiedząc, że często nie są te fakty oparte na rzeczywistym stanie rzeczy lub wynikają z niewiedzy.

Lata temu nie miałem jednak bloga. teraz mam – i zamierzam opisywać takie publikacje, aby ludzie mieli prawdziwy pogląd na branżę, w której siedzę od lat.

Jeżeli ktoś z Was kiedyś trafi na jakąś publikację o niskim poziomie wiedzy z zakresu SEO – proszę o przesłanie do niej adresu. Ustosunkuję się do tematu na blogu.

20 komentarzy do “Kancelarie przebijają się do klientów w Internecie – dlaczego dziennikarze nie poczytają przed napisaniem coś o SEO?

  1. Moim zdaniem gość po prostu nie nadaje się do pisania. W punkcie 3 raczej chodziło mu o to, że im ktoś jest wyżej w wynikach tym ma więcej wejść,a że pisać po polsku nie umie, to wyszło jak wyszło.

    1. Przemek, ale to kolejna publikacja… A jak napisałem w artykule, mam już i własne doświadczenia w tej materii.
      Teraz zastanów się, jak często ludzie denerwują się różnego rodzaju rewelacjami, a jak potem wkurzają się, że nikt za coś nie „beknął”. Moim zdaniem gros takich spraw jest napisana w podobnym stylu, z różnego rodzaju dopowiedzeniami, bez dobrych podstaw merytorycznych. Społeczeństwo – „przecież to wielki szwindel!” – oczekuje procesu ale często przed jego rozpoczęciem prawnik drugiej strony analizuje to dokładnie, pisze pozew i następuje ugoda. tak ja to widzę.
      Powiedz, skoro to kolejna publikacja z zakresu SEO oparta na niewiedzy – to jaką masz pewność, że artykuł np. o funduszach unijnych nie jest pozbawiony wad? Albo z zakresu … podatków?
      Dziennikarz powie „sorry”. Uważam, że w Polsce prawo dziennikarskie na zbyt wiele pozwala – gdyby dziennikarze musieli publikować sprostowania na swoje „rewelacje” 5x dłużej zastanowiliby się, czy o czymś pisać. Prędzej czy później do tego dojdzie.

  2. Raczej chodziło o to, że najczęściej klikane są te umieszczone na wysokich pozycjach, tylko ktoś to kretyńsko napisał…

    1. Krzysiek, jak idziemy do lekarza to oczekujemy, że nam powie, co nam dolega – ale tak, że będziemy wiedzieli i w aptece poprosimy o maść na trądzik a nie na oparzenia 🙂
      Podobnie w przypadku dziennikarza – nie może być tak, że napisze coś, co „mu się wydaje”. Czytelnicy nie mogą się domyślać, co autor miał na myśli.
      Dziennikarstwo nie może polegać na „laniu wody” – zwłaszcza w takim dzienniku, jak Rzeczpospolita

  3. Faktycznie 3 przykłady, po których uśmiech mi się pojawił na twarzy… Żenujące…

  4. W Forbsie większość artykułów jest sponsorowanych. Pracowałem w trzech korporacjach. Świetnie się czyta, że w Twoja firma jest ach i och jak wszyscy Twoi współpracownicy zastanawiają skąd autor wziął te informacje. Sience – fiction 😕 A po za tym co może wiedzieć osoba która kończy kierunek humanistyczny i ma się znać na całym świecie:)

    1. @Budo – sorry, ale nie piszę bloga po to, aby „ściemniać” – ale aby prezentować przydatne informacje. Staram się WIEDZIEĆ, o czym piszę – uważam, że blogger, nie mówiąc już o dziennikarzu MUSI wiedzieć, co pisze.
      Czytelnik czytający bloga czy kupujący gazetę oczekuje MERYTORYCZNEJ wiedzy, a nie „marketingowego bełkotu” – zwłaszcza, gdy jest, jak piszesz – że artykuł nie będący oznaczonym jako sponsorowany – jest nim w rzeczywistości.
      Cholera, czytałem Forbsa swego czasu….
      „A po za tym co może wiedzieć osoba która kończy kierunek humanistyczny i ma się znać na całym świecie:)” – sorry, niech się dokształca. Ja nie piszę o sposobach naprawiania samochodów – nie znam się na tym. Owszem, jakbym poczytał jakieś artykuły, to „zostałbym ekspertem”. Ale po co – żeby potem ktoś opisał poziom mojej „wiedzy” na jakimś blogu? 🙂

  5. „Strona online” to synonim „strony www”, czepiać się jest czego w artykule, ale bez przesady, żeby akurat tego 🙂

    1. Nie wiem, osoby, z którymi rozmawiałem nie zjaą tego 🙂
      Właśnie w Faktach przypomnieli, jak chciano spolszczyć „dwukrotne kliknięcie” myszką – dwumlask. Po prostu cool 🙂

  6. Niestety nie tylko dziennikarze mają problem z rozróżnieniem podstawowych pojęć. Zdarzają się firmy „SEO”, które świadomie albo i nie, robią wodę z mózgu potencjalnym (albo rzeczywistym) Klientom i inni „fachowcy” czy „doradcy”.
    Sprawdźcie wyniki wyszukiwania dla fraz:
    „pozycjonowanie stron w przeglądarkach”
    „pozycjonowanie w przeglądarkach”
    Nie tylko pierwsze 10…

    Jakie wrażenia?

    1. Tak, to jest dobre 🙂 – to tylko pokazuje, jak bardzo SEO zeszło na … przeglądarki 🙂

  7. Ewa Dzyzga też zabrała się za tłumaczenie ludziom co to jest pozycjonowanie. Ale najważniejsze jest to, że można zrobić kurs w firmie SEO i to wystarczy.

    1. Janek, masz linka? W Sieci nie jest zaindeksowane, a jak to było nie wiadomo kiedy, to sporo przeglądania w Archiwum mnie by czekało 🙂

  8. A ja się przekornie nie zgodzę z przedmówcami oraz autorem bloga. Oto moja interpretacja:

    Oszywiście, że są inne strony niż strony online w wyszukiwarkach. Moga być (w wyszukiwarkach) strony żółte. Są też strony offline – gdy czytamy onet i wyłączą nam net – mamy taką własnie stronę offline. Jak widać, dziennikarz był przebiegły oraz wykazał się daleko idącą świadomością tematu, gdyż nie raz i nie dwa mu neta odcinano.

    Cytacja druga: Oczywiście dziennikarz już czuje pismo nosem, że najważniejszą przeglądarką będzie wkrótce przeglądarka Google (czyli Chrome) a zwiększające się pojemności dysków komputerowych sprawią, że będzie ona (ta przeglądarka) miała w podręcznym cache kopię wszystkich googlowych Data Center.
    Dziennikarze takie rzeczy wiedzą, bo dostają press relase oraz uczestniczą w konferencjach dla mediów. A my szaraki nie.

    A ostatnia cytacja.. no cóż. Dziennikarz nie chciał zrobić duplicate-content (bo wie o SEO więcej niż inni dziennikarze, dlatego został wybrany do napisania tego tekstu) więc zamienił tylko kolejność w zdaniu, które w oryginale brzmiało zapewne: Internauci otwierają najczęściej te, które znajdują się na pierwszych miejscach, czyli najwyżej. „To nic groźnego” – pomyślał, kładąc kropkę po tym zdaniu. „Przecież nawet mnożenie daje ten sam wynik, bez znaczenia od której strony się zacznie, a i ryba mierzy tyle samo od głowy do ogona, co od ogona do głowy…”

    Wybaczcie sarkazm, ja – przez takich gryzipiórków – nie czytam w ogóle tzw. eksperckich artykułów. Tylko newsy. A jak chcę konkretnie, to wchodzę na jakiś wortal. Choć i tu trzeba być ostrożnym… 🙂

Skomentuj Budo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *