Dzisiaj krótki wpis, ale myślę, że bardzo ważny. Od pewnego czasu widzę nadużywanie pojęcia filtr – oraz ban. Każdy spadek strony kojarzony jest z tymi dwiema sytuacjami.
O ile jednak jestem w stanie zrozumieć właścicieli stron, którzy po lekturze różnych wątków na forach czy blogów poświęconych zagadnieniom związanym z SEO mają prawo mieć w głowach zamęt, i pod filtr podciągać każdy, nawet o jedną pozycję spadek strony, o tyle już nie potrafię „wybaczyć” takiego podejścia firmom pozycjonującym.
W ostatnim czasie kilka razy miałem do czynienia ze stronami, które miały znajdować się w filtrze. Często firmy SEO „potwierdzały” to „na 100%”, „żądając” od właścicieli serwisów … wykupienia nowych domen, na które przekierowywane były dotychczasowe strony. Przekierowanie 301 zawsze przynosiło krótkotrwałą poprawę, po czym … strona znowu spadała. Powód? „Kolejny filtr”. Więc kupujemy nową domenę, a potem kolejną…
Analiza pozycjonowanego serwisu, jeżeli nie pozwalała na stwierdzenie rażących uchybień, w postaci ukrytego tekstu czy istniejącego systemu wymiany linków na stronie, to w każdym z pozostałych przypadków odkrywała jedną, „małą” rzecz – brak optymalizacji strony pod pozycjonowane frazy.
Google nie jest alfą i omegą – jeżeli mamy np. w ofercie usługi księgowe dla małych firm – a nigdzie nie napiszemy o tym na stronie (oraz „zapomnimy to zrobić w przypadku Title strony czy nagłówków) – no to skąd nasze „biedne Google” ma się domyślić, że pisząc o korporacjach mamy na myśli też małe firmy?
Przyznam, że jestem „załamany” postępującym „analfabetyzmem SEO”. Coraz częściej formy SEO potrafią jedynie kupować punkty w systemach wymiany linków czy na giełdach linków – merytoryczny zaś poziom wiedzy jest chyba na najniższym poziomie od kiedy śledzę ten rynek (rok 2008).
Czy też macie takie wrażenie?
Witaj. Ciężko się z Tobą nie zgodzić. Do mnie też trafia coraz więcej zapytań oto dlaczego wpadłem w filtr, jak wyjść, co robić i czy 301 pomoże 😉 Choć ostatnio walczę ze stroną klienta chwilowka.pl i już wszystkiego próbowałem, nawet zmiany struktury strony, wrzucanie zupełnie innych tekstów (z synonimizatora, itp.), serwis oparłem na Wp i nic – strona ma mnóstwo BL ale wygląda jakby ktoś celowo ją depozycjonował – bo tych linków jakby przybywało (albo G dopiero indeksuje nowe ze złego otoczenia).
Nie wchodząc w analizę serwisu trzeba jasno powiedzieć innym, że jest to baaaardzo konkurencyjna fraza. I trzeba długiego czasu, aby myśleć o sukcesie. Przy założeniu oczywiście, że konkurencja nic nie robi.
W depozycjonowanie serwisu o ustalonej renomie raczej nie wierzę – nie tak dawno Mariusz Szook na Forum Google „zaprosił chętnych” do depozycjonowania jego strony. Strony o dużej renomie już w Google. Mariusz siedzi w SEO dłużej niż wiele osób na rynku, więc przyjmuje, że wie, co pisze 🙂
Takie coś objawia się już w każdej branży – zarówno w brukarstwie (przyjdzie górol czy chinol i zrobi to samo co krakowiak za pół darmo) jak i w SEO (oferty studentów, którzy wrzucą potem stronę do jakiegoś automatu i strona pana Ferdynanda właściciela browaru trafi w gąszcz linków kierujących do stron o viagrze, powiększaniu penisa czy o grzybicy okolic intymnych). I jak temu zaradzić? Do tego dochodzi nasza narodowa mentalność – all i one i w promocji 50-100%..
Zgadza się Seo-Profi – baaardzo konkurencyjna fraza ale od kilku lat była TOP 3 na wiele fraz i kilka razy konkurencja chciała domenkę kupić. No cóż Tym razem spróbuję od zera na swoim własnym CMSie postawić świeży serwis i zobaczymy co to za rodzaj filtru…