Linki nofollow mogą (już?) wpływać na przepływ rankingu Google jak przed 2009 rokiem

Barry Schwarz natknął się dzisiaj na bardzo ciekawą wypowiedź Andrieja Lipattsev’a, Search Quality Senior Strategist w Google, odnośnie przepływu PageRank przez linki.

Jak osoby zorientowane w temacie wiedzą, od 2009 roku przepływ ten wygląda następująco: jeżeli na stronie obok linków dofollow występują także linki nofollow, to zgodnie z wypowiedzią PageRank nie tylko nie jest przekazywany za przez linki nofollow, ale także (co najgorsze) nie idzie na pozostałe linki (dofollow).

W praktyce oznacza to, że jeżeli ze strony wychodzi 10 linków i 5 ma atrybut nofollow, a drugie 5 – dofollow – to 50% mocy strony (wyrażonej za pomocą PageRank) nie zostanie „przejęta” przez linki z atrybutem dofollow.

Przed 2009 wyglądało to inaczej – linki nofollow zamieszczone na stronie, powodowały, że cały PageRank „przypadający” na linki nofollow przechodził na linki dofollow. Aby lepiej toz rozumieć posłużmy się przykładem –  gdyby na stronie znalazło się 9 linków nofollow i tylko jeden dofollow, to w takiej sytuacji ten jeden  link rozbiłby bank” – cały PageRank przeszedłby za jego pośrednictwem na stronę, do której prowadzi.

I tak było do 18 września 2015 – kiedy to Andriej na proste, i wydawałoby się, logiczne pytanie

Mamy na stronie 3 linki – 2 są dofollow, 1 jest nofollow. Jaka część Pagerank przejdzie przez każdy link dofollow: 1/3 czy 1/2

odpowiedział

1/2

Po chwili… zastanowienia? konsternacji? Andriej zaczął „rozwijać” swoją wypowiedź :

„albo 1/2 albo 1/3 – a czy to będzie 1/2 czy 1/3, to już zależy od wielu czynników

Ewidentnie powiedział coś, czego nie powinien był powiedzieć.

I co o tym sądzisz?

18 komentarzy do “Linki nofollow mogą (już?) wpływać na przepływ rankingu Google jak przed 2009 rokiem

  1. Czyli jak na stronie są 2 linki 1 dofollow i 1 nofollow to w rezultacie zostanie przekazane 0% PR?
    Ale jeśli linki prowadzą do tego samego adresu url to zgodnie z zasada „First link count” jesli link dofollow bedzie wyżej to on zostanie policzony, a linki nofollow zostanie pominięty?

    1. Moim zdaniem zasada „First link count” od wielu lat może nie mieć zastosowania.
      Zwróć uwagę na wypowiedź – „to zależy”
      Moim zdaniem jak jakość serwisu jest dobra, a linki nofollow są kiepskie, to się nie liczą.
      W innym przypadku tak.
      Ale to moje zdanie

      1. Trzeba by zrobić dokładny tezt czy zasada „First link count” nadal ma zastosowanie. Ja jakiś czas temu doświadczyłem, że ta zasada nadla jest aktualna, ale pewny nie jestem.

        1. Dzisiaj testów nie ma za bardzo co robić – zbyt wiele się zmienia, a z tego „zbyt wiele” gros zależy od … linków.
          Mam sporo stron w obserwacji – to nie jest tylko ogólne stwierdzenie….

  2. Mam wrażenie, że powiedział szybciej, niż pomyślał i stąd potem to dopowiedzenie: „albo 1/2 albo 1/3 – a czy to będzie 1/2 czy 1/3, to już zależy od wielu czynników” – musiał jakoś wyjść z twarzą…

  3. Jeżeli dobrze zrozumiałem wpis, to jego tytuł powinien brzmieć: „Linki nofollow mogą już _nie_ wpływać na przepływ rankingu Google, jak przed 2009 rokiem”

  4. Chwila moment… według pierwszych zdań przekazywana moc powinna wynosić 0/3 (zero), gdyż obok dofollow znajduje się nofollow. Rozumiem, więc że Andrzejek wskazał niezależnie od wypowiedzi 1/2 czy 1/3 że moc jednak jest przekazywana.

  5. Nieco offtopic, ale…
    to co szanowny Pan często uprawia na tym blogu (i kilkunastu Pana kolegów po fachu na innych), jednoznacznie pokazuje luki w logice, którą kieruje się google oceniając aktualnie unikalność treści. Wpis sprowadza się do tłumaczenia oryginalnego angielskiego tekstu na polski i nie wnosi nic nowego do tematu. W ciągu najbliższych kilku dni wiele różnych blogów firmowych o tematyce SEO zostanie zasypanych kalką takiej „analizy” a wyniki wyszukiwania na frazy związane z tematem zostaną zasypane kilkudziesięcioma wynikami o niemal tej samej treści i identycznej wartości dla czytelnika, skutecznie uniemożliwiając znalezienie wartościowej informacji. To jest moim zdaniem opaczne rozumienie hasła „content is king” ale jak widać po efektach w serpach – skuteczne z punktu widzenia aktualnych algorytmów google. Mam jednak nadzieje, ze takie lanie wody polegające jedynie na tłumaczeniu źródła na kilkanaście różnych sposobów będzie kiedyś przez google rozpoznawane i tępione jako spam. Korzystanie z takich wyników wyszukiwania jest męczące a staje się po prostu bezużyteczne na równi ze spamowaniem wyników przy użyciu SWLi do kilku lat wstecz.
    Posłużę się przykładem: opis wydarzenia np. relacji z wypadku w kilkudziesięciu gazetach codziennych, serwisach internetowych itp. wynien być ujęty w serpach RAZ, reszta jest informacyjnym spamem, klonem, duplikacją i jako taka powinna przez google umieszczana być tylko ew. w zakładce newsowej. Versus – treść tworzona na blogu przez zgreda. Plus czy ktoś przeredagowuje wpisy z wikipedii na kilkadziesiąt sposobów by umieścić je na swojej stronie? Nie! Rzeczywiście unikalna treść dobrej jakości broni się sama. Z drugiej jednak strony wymaganie przez google unikalności sprowadza się do absurdu – to, że dostanę w wynikach na hasło „lek na ból d**y” w topie same strony z unikalnymi opisami tego samego preparatu w żaden sposób nie uczyni jakości wyników lepszymi!
    Obym doczekał chwili, gdy wyszukiwarki będą rozpoznawały tworzenie takiej sztuki dla sztuki i walczyły z nią jak z każdym innym spamem czy duplikacją treści.
    Podsumowując – proszę o więcej wpisów dotyczących Pana (!) spostrzeżeń nt. działania algorytmów google, więcej przykładów z życia na podstawie realizowanych przez Pana projektów, bo z tłumaczeniem anglojęzycznych newsów z innych stron Pana czytelnicy poradzą sobie w najgorszym przypadku korzystając z translatora google.

    PS. wnioskując po dzisiejszym wpisie na seroundtable, w ciemno zgaduję czego dotyczyć będzie Pana najnowsza wiadomość… 😉

    1. Panie Tomaszu.

      w sumie nawiązując do wstępu

      „o co szanowny Pan często uprawia na tym blogu (i kilkunastu Pana kolegów po fachu na innych), jednoznacznie pokazuje luki w logice, którą kieruje się google oceniając aktualnie unikalność treści. Wpis sprowadza się do tłumaczenia oryginalnego angielskiego tekstu na polski i nie wnosi nic nowego do tematu. ”

      Powinienem już sobie odpuścić, ponieważ takie stwierdzenie ewidentnie pokazuje, że albo czyta Pan wybiórczo wpisy, albo … nie potrafi wychwycić z nich „perełek” – często będących pojedynczymi zdaniami czy akapitami.

      Dwa

      To, że ktoś nawiązuje do czegoś, jest związane z blogowaniem – ja nie czytam wielu blogów, ale nie ukrywam, że wolę te zagranicznych od polskich, ponieważ są bardziej „głębokie”. Poza tym to na Zachodzie SEOwcy zauważają trendy, z których w Polsce …często się ludzie śmieją – pragnę zauważyć, że to ja napisałem, że na początku maja był update – https://blog.seo-profi.pl/jest-oficjalne-potwierdzenie-3-maja-google-wdrozylo-update-algorytmu-2/ – i to, że zacytowałem Seroundtable to tylko po to, aby pokazać, że miałem rację 🙂

      Trzy

      Blog jest dla tych, co zamiast chodzić po x blogach wolą wejść na jeden.

      Cztery

      No i najważniejsze – blog jest dla ludzi, którzy chcą informację NIEZEPSUTĄ komercją.

      PS

      Tak na marginesie to po wpisie wnioskuję, że nie prowadzi Pan bloga – ponieważ wtedy zauważyłby Pan – przynajmniej u mnie – że w moich wpisach są często nawiązania do własnych obserwacji (które to z kolei bazują na doświadczeniu). Nie mogę podać domen, czy innych stwierdzeń nawiązujących do konkretnych stron – ale sugeruję wnikliwie czytać posty: niekiedy jedno zdanie potrafi być tym „brakującym elementem układanki”

      To jest blogosfera, Panie Tomaszu – dodam, że każdy czyta to, co lubi, więc widocznie jest Pan w kręgu mojej grupy docelowej – i oczywiście jest to stan jak najbardziej normalny; każdy powinien czytać to, co lubi – nic na siłę 🙂

      Poza tym nie wszyscy są tak jak Pan biegli w angielskim i SEO – można robić tak, jak Pan, czytać – można korzystać z pomocy kogoś. Google Translator daje ogólne pojęcie i na pewno się Pan z tym zgodzi, że teskty są „po polskiemu” – a jak mamy coś „po polskiemu” to możemy przegapić ÓW NIUANS – na który ja zwrócę uwagę – PO POLSKU (z dodatkiem swoich własnych obserwacji)

      Na koniec dodam, że mignęło mi coś z ST dzisiaj – ale na razie nie przeglądałem tego.

      Aha – nie napisałem nic na nowym logo Google, bo uznałem, że to nie ma nic wspólnego z SEO – szkoda, że tego Pan nie zauważył 🙂

      Na koniec muszę Pana „zmartwić”, bo niedługo coś się zmieni na blogu

      1. Dodam tylko, że w internecie obecnie nawet największa głupota powtórzona szybko wiele razy zyskuje na wiarygodności i wyprzedzi w serpach porządną analizę (bo przecież dla google ważne, że blog jest często aktualizowany; algorytm „nie widzi” czy treść to głupoty). A tak aktualnie wygląda ten mityczny content – nie ważne co, byle dużo, często i oczywiście obowiązkowo grafika lub tabelka.
        Jeśli chce Pan zachować dotychczasową wiarygodność, sugeruje nieśmiało, że lepiej odpuścić sobie pogoń za niusem, bo jak widać na w/w przykładzie – można łatwo wpaść w maliny… Byłbym niezmiernie zobowiązany za Pana dokładniejszą analizę przenoszenia (lub nie) mocy page rank za jakiś czas, na podstawie nie czyiś domysłów, ale własnych testów i doświadczeń 🙂
        Chyba, że blog idzie w kierunku rozrywkowo-informacyjnym, coś a’la pudelek o pozycjonowaniu.

        1. Hm… Mało mnie Pan zna 🙂 – jestem znany z tego, że nie idę „w maliny” i że zawsze mam własne zdanie – o czym świadczą chociażby takie wpisy
          https://blog.seo-profi.pl/brandle-pl-tworca-systemu-pozwala-spamowac-fora-ale-u-siebie-spamu-nie-przepuszcza/
          https://blog.seo-profi.pl/jak-dziala-sitecondition-recenzja-programu-do-analizy-linkow-przychodzacych/
          w których poszedłem mocno pod prąd – proszę poczytać komentarze 🙂 – to nawiązując do pudelka ORAZ znając poziom wiedzy z zakresu SEO nie tylko wśród zwykłych webmasterów, uważam, że „pudelkowość mi nie grozi” 🙂
          Co do własnych analiz to raz jeszcze powtórzę – one są, prawie w każdym wpisie, mniej lub bardziej widoczne – o czym świadczą opinie czytelników, jakie dostaję, w których dziękują za to, że dzięki „mojemu uporowi w kwestii jakości” to ich konkurencja ma problemy – a oni mają z miesiąca na miesiąc coraz większy ruch.
          I to jest to, co sprawia, że jak ktoś mi mówi, że piszę głupoty, to … uśmiecham się pod nosem 🙂
          Co do testów – to są, tylko wystarczy ich poszukać (spora część jest mojego autorstwa) – https://www.google.pl/search?q=case+study+site:blog.seo-profi.pl&ie=utf-8&oe=utf-8&gws_rd=cr&ei=WIoFVsucGsWrsAGDmLqYAw

  6. Dzień dobry,
    Zapytam jako zupełna laiczka. Czy wykupowanie banerów reklamowych na portalach reklamowych wpłynie na pozycję w google? Niegdyś (w 2013 r) w ten sposób dobrze wypozycjonowałam blog (blogspot). Zastanawiam się tylko, czy ta sama zasada sprawdzi się w przypadku „zwykłej” strony. Nie znam się na tym zupełnie i zamierzam wykupić kilka banerów reklamowych, które – jak wiadomo – niekiedy dużo kosztują. Czy warto w to inwestować? Czy wpłynie to na pozycję strony w google?
    Bardzo proszę o wyrozumiałość dla mojej niewiedzy:)
    Pozdrawiam serdecznie

    1. Hej Basiu.
      Banery to linki – więc jak będą one dofollow, to tak, wpłynie to na pozycję.
      Ale jak wpłynie – to już zależy od wielu czynników – jeżeli strona, na której wykupisz baner sprzedaje linki to jest duże prawdopodobieństwo, że otrzymasz powiadomienie o nienaturalnych linkach przychodzących
      Dlaczego?
      Ponieważ banery tego rodzaju (kupowane) mają mieć zawsze linki nofollow – takie są Wskazówki Google.

      1. Dziękuję za odpowiedź. Wychodzi więc na to, że kupowanie banerów na portalach reklamowych to (pod względem pozycjonowania) kiepska inwestycja 🙁

        1. Banery nie kupuje się pod SEO ale pod ruch / sprzedaż
          Znam parę firm, co miały mega problemy przez np. widżety – a to specyficzny rodzaj baneru reklamowego
          Przetestować zawsze możesz – jak baner nie będzie linkował słowem kluczowym w ALT to … kto wie, jakie efekty się osiągnie 🙂
          Dodam jednak, że ja swoim Klientom tego nie doradzam

Skomentuj Marcin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *