Jakoś bez większego echa przeszła informacja w styczniu – oraz kolejna, będąca jej konsekwencją – wczoraj. Kto się nie spotkał z tym, to krótko powiem, że Google promowało swoją przeglądarkę poprzez artykuły sponsorowane na blogach, opatrzone linkiem dofollow. Link ten prowadził do strony, gdzie można było pobrać przeglądarkę.
Sprawa wyszła na jaw dzięki temu, że AAron Wall opisał to na blogu
a search for “This post is sponsored by Google” brings back over 400 pages written apparently as part of a Google marketing campaign:
Reakcja Matta było szybka
any links in such posts should use the nofollow attribute to prevent them from passing credit to Google’s ranking algorithm.
i na stronę nałożono 60 dniowy filtr, aby pokazać, że Google nie może stać „ponad swoim prawem” 🙂
Wczoraj kara została zdjęta i Google znowu wyświetla się w topach pod takie frazy jak chociażby …. Chrome 🙂
Co mi się tutaj podoba?
Raz, podobnie jak w przypadku orzełka na koszulce czy ACTA – że internauci mają duży wpływ na to, co się dzieje. I chyba zaczynają to coraz lepiej wykorzystywać.
Dwa – że Google, zgodnie (jakby na to nie patrzyć) z podręcznikowym podejściem z zakresu budowania wizerunku marki, zamiast chować głowę w piasek, szybko się przyznało do błędu i dla przykładu ukarało swoją własną witrynę.
Jedną podstronę, a nie całą witrynę.
Dzięki Colin za zwrócenie uwagi.
Wniosek z tego jest taki, że skoro można nałożyć filtr na jedną stronę w obrębie witryny, to … istnieje „z dużą dozą prawdopodobieństwa” i filtr nakładany na jedno slowo kluczowe, o czym w branży SEO mówi się już od dosyć dawna. Niestety, nie mam doświadczenia w tej materii 🙂 – więc nie mogę zająć stanowiska w tej sprawie
Obiło się bez echa, bo Google prawdopodobnie zależało aby się to obiło bez echa. 🙂 Lepszy i bardziej wiarygodny efekt 🙂 Gdyby G rozgłaszało to wszem i wobec, każdy by trąbił, że G sobie robi dobrą promocją, etc a tak jak to zrobili buduje się markę poprzez efekt wzbudzania wiarygodności. Marketingowo – SUPER RUCH! 🙂