Nie od dzisiaj wiadomo, że Google „preferuje” tekst od grafiki – że strony bogate w treść „wygrywają” ze stronami składającymi się tylko z grafiki. . No dobrze – co jednak mają począć właściciele stron, które składają się tylko z grafiki?
Jest to bardzo ważna kwestia, ponieważ w dalszym ciągu Google nie „potrafi właściwie zrozumieć i interpretować” samych obrazów – a dokładniej mówiąc rzeczy czy miejsc, które przedstawiają. Powoli to się zmienia, m.in za sprawą usługi Google Goggles (postaram się ją przybliżyć wkrótce na blogu) – jednak zrozumienie zawartości zdjęć to obecnie jeden z największych problemów i wyzwań, przed jakimi stoi „computer science” – Matt nie chciał powiedzieć „Google” :).
Można jednak „pomóc” wyszukiwarce w zrozumieniu zawartości strony składającej się tylko z grafiki: należy wykorzystać do tego celu obszar znajdujący się wokół zdjęcia – może to być nazwa pliku, tekst znajdujący się wokół grafiki, tytuł strony może też być obrazkiem (pamiętajmy o atrybucie ALT). Czyli aby przybliżyć wyszukiwarce zawartość strony składającej się tylko z grafiki należy postarać się o to, aby wzbogacić ją w odpowiedni tekst, który pomoże „zrozumieć” Google tematykę strony.
Dodatkowa rada Matta w tym zakresie jest taka, aby zostawić miejsce dla użytkowników do pozostawiania komentarzy. Podaje przykład Flickera, gdzie nawet my sami nie musimy wiedzieć, co przedstawia prezentowana na stronie grafika – ale już na postawie komentarzy, jakie zostaną pod nią umieszczone, w stylu „co za wspaniały portret”, „ta kobieta jest taka ładna” itp. – jesteśmy w stanie, poprzez słowa kluczowe (w naszym przykładzie „portret”, „kobieta”) zorientować się, co/kogo przedstawia dane zdjęcie.
Warto zatem, jeżeli na stronie nie mamy tekstu, a tylko zdjęcia, zaopatrzyć je w odpowiednie etykiety w sposób podany powyżej – niekoniecznie wszystkie, może tylko te najlepsze, te, które chcielibyśmy, aby pokazywały się wysoko w wynikach wyszukiwania. Wprowadzenie opcji komentowania zdjęć jeszcze bardziej wpłynie na wzbogacenie strony o odpowiedni kontent, który sprawi, że wyszukiwarki będą w stanie lepiej zrozumieć zawartość naszej „graficznej” witryny.
Kolejny raz okazuje się, że wszystko jest możliwe. Coraz częściej o wartości strony świadczy nie tyle sama „treść” co „zawartość” – czyli narzędzia do komentowania, oceniania. Tym samym nasz przysłowiowy (jak to Moher nazywa) 'fotograf ślubny’ będzie miał powód do wzbogacania zawartości swojej debeściackiej, opartej o fotki strony o taką zawartość, która pozwoli na istnienie w rankingu. Wszystko zmierza ku temu, czy nasza strona jest… lubiana.
Eh, ten Moher 😉
Bardzo ciekawy artykuł.