Jak pozycjonowaniem na efekt zniszczyć sobie pozycje w Google – case study

Od sierpnia obserwuję sobie pewną domenę. Domena z długim stażem w Internecie, z praktycznie czystym profilem linków.

Wprowadzenie

To, co było nienaturalne (linki przychodzące) zostało wychwycone podczas analizy i dodane do disavow toola – z rok temu jakoś. Od tamtego czasu przy domenie miały miejsce drobne prace optymalizacyjne, dobrano słowa kluczowe pod długi ogon, zaczęto opracowywać tematy na bloga – parę wpisów się nawet pojawiło.

Jest to prosta strona, ale z klarownym podziałem oferty, składającej się z prawie 10 elementów. Każdy element oferty został opisany, a jej strona zoptymalizowana. Następnie podjęto prace nad rozbudową strony, aby była ona z jednej strony bardziej przystępna  – potencjalnym Klientom, a co za tym idzie także i  Google.

W wakacje właściciel strony jednak podjął decyzję, że „zrobi to inaczej”. Okazało się, że znajomy „od niedawna zajmuje się SEO” i „ma lepszy pomysł” – prace zostały wstrzymane.

Postanowiłem obserwować domenę.

Ciąg dalszy

Po miesiącu zaczęły pojawiać się pierwsze linki przychodzące dodawane przez znajomego z …. precli, sidebarów i stopek. Cecha wspólna  – oczywiście JEDNA fraza, ta najważniejsza. Przez pewien czas strona poszła nawet delikatnie w górę i ze środka TOP20 (pozycje 12-14) weszła do TOP10, w okolice 6 miejsca.

To było w październiku – po dwóch miesiącach takiego linkowania.

Od tego czasu domena LECI na wszystkie frazy, pod które była przeze mnie optymalizowana – a jest ich koło 200 – zaś ta JEDNA fraza znajduje się już pod koniec TOP20.

Zauważyłem, że pozycjoner przestał pozyskiwać nowe „naturalne linki” – ciekawy jestem czy dlatego, że coś go zastanowiło, czy dlatego, że się przestraszył, że „usadził” stronę znajomego.

Oczywiście ze stroną nic się nie dzieje – to, co było zrobione, jest nadal. To, co miało być zrobione, nie jest.

Konkluzja

Jestem bardzo ciekawy co stanie się ze stroną po wejściu Pingwina w życie PLUS jak się zachowa po fakcie.

To nie pierwsza taka sytuacja (ostatnio jest ich coraz więcej), gdzie Klient powierza swoją stronę „specjaliście od linkowania”, a ten z uporem maniaka linkuje ją linkami z exact matchem (anchorem, który jest frazą stricte pozycjonerską – np. nieruchomości kraków). Nie wiem – może myśli, że mamy nadal rok 2012, albo i wcześniejszy …

Jest to jednak tak bardzo wyrazista sytuacjami, ze postanowiłem się z Wami podzielić obserwacjami – takich sytuacji obserwowałem ostatnio więcej – z kilkoma zaleceniami

  1. Monitorujcie to, co robi firma SEO – a zwłaszcza to, jak zdobywa linki. Jak słyszycie content marketing – dokładnie podpytajcie co firma SEO ma na myśli używając tego określenia. W praktyce bowiem różnie to bywa.
  2. Nie dopuśćcie do sytuacji, w której nic nie dzieje się ze stroną – firma SEO „sobie COŚ robi”, a Wy nie macie zielonego pojęcia CO. Promocja strony w wyszukiwarkach to żmudne działanie – w dodatku odbywające się na żywym organizmie, jakim jest Wasza strona.
  3. Nie ma szansy na odniesienie długotrwałego sukcesu w SERPach bez zaangażowania i firmy SEO, i właściciela strony – jak widzę „marketing szeptany” to dziwię się, że ktoś, kto to robi ma odwagę robić z Klienta idiotę (inaczej nie ma jak tego nazwać)
  4. Dobre SEO musi kosztować – czasy pozycjonowania za 99 zł za miesiąc przez specjalistów, dla których SEO sprowadzało się do zakupienia linków w katalogach, preclach czy systemach wymiany linków, już się skończyły.

Dobra rada na koniec

Zapomnijcie o porządnym pozycjonowaniu opartym o kilka fraz – albo skupiacie się na całej domenie, albo odpuśćcie sobie optymalizację i pozycjonowanie strony.

Wyjdzie to wszystkim na dobrze 🙂

2 komentarze do “Jak pozycjonowaniem na efekt zniszczyć sobie pozycje w Google – case study

  1. „Zauważyłem, że pozycjoner przestał pozyskiwać nowe „naturalne linki”” – może sugeruje właśnie zmianę domeny, hehe 😀

Skomentuj Sebastian Miśniakiewicz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *