Od kiedy Google wprowadziło not provided do statystyk fraz, z których mają miejsce wejścia z wyników organicznych na nasze strony, coraz częściej w Google Analytics zaczęło się pojawiać „pusto brzmiące”(not provided). Im bardziej ktoś był związany z produktami Google – częściej przebywał na Google+, sprawdzał pocztę w Gmailu itp. – tym mniej właściciel witryny wiedział o tym, po wpisaniu jakich słów w wyszukiwarce użytkownik trafiał na jego stronę. W przypadku mojego bloga, stricte branżowego (charakteryzującego się tym, że praktycznie cały czas jest się zalogowanym do co najmniej jednego produktu Google), odsetek ten od maja oscylował w okolicach 50%, by pod koniec lipca – dokładnie 31 – osiągnąć wartość 58,22%. Wprowadzenie w lipcu wraz z Firefoxem 14 domyślnie ustawionej wyszukiwarki Google po https sprawiło, że przy utrzymaniu się trendu mogłem oczekiwać dane na poziomie 70% pod koniec roku. Zadałem sobie pytanie: „Co będę wtedy analizował”?
W kwietniu porównałem sobie dane za kilka dni – Google Analytics a Narzędzia dla Webmasterów – aby zobaczyć, czy (a jak tak, to jaka) jest korelacja między ilością znajdujących się danych w obydwu systemach. Wniosek? Narzędzia nie pokazują wszystkiego… Byłem ciekaw, co Google robi w tym zakresie. W końcu nie po to „związuje nas” ze sobą, aby chować pewne informacje, prawda?
W zeszłym tygodniu, podczas hangoutu z pracownikiem Google Johnem Muellerem, zadałem mu zatem pytanie związane z not provided. Na pytanie skąd można wyciągnąć brakujące frazy usłyszałem następującą oto odpowiedź:
Danych szukajmy …. w Narzędziach Google dla Webmasterów. Teoretycznie jest możliwym, że znajdziemy tam …. 100% słów, z których były wejścia na naszego bloga. Ale nie musi tak być. Algorytm podejmuje niekiedy „decyzje” o niepublikowaniu danych, w sytuacji, gdy można byłoby namierzyć na podstawie zapytania osobę, która wpisała dane zapytanie do Google.
Od tamtej rozmowy nosiłem się z zamiarem sprawdzenia „w praktyce” tej informacji, ale jakoś nie było okazji. Zasiadłem do testu dopiero dzisiaj – i co się okazało: jest tak, jak wspominał John. Porównując dane znajdujące się w Google Analytics oraz Narzędziach dla Webmasterów we wszystkich przypadkach (poza jednym, o którym bliżej za chwilę) danych widocznych w Narzędziach było więcej.
Do analizy wybrałem kilka okresów: pierwszy i ostatni dzień miesiąca oraz pierwszą połowę miesiąca lipca. Podzieliłem przez siebie ilość kliknięć widocznych w Narzędziach w kolumnie „Kliknięcia” w menu Ruch>Wyszukiwane hasła oraz ilość odwiedzin z Google Analytics (wyszukiwanie bezpłatne). Otrzymałem następujące wyniki:
1 lipiec – 101%
1-15 lipiec – 116%
31 lipiec – 94%
W przypadku danych starszych widoczne są wartości powyżej 100% – co oznacza, że Narzędzia dla Webmasterów pokazują więcej danych niż te widoczne w Google Analytics. Nie jest to błąd, a jak najbardziej naturalne zjawisko -wystarczy np. mieć zainstalowaną wtyczkę blokującą kod GA i już w GA nie zobaczymy nic – ale Narzędzi w ten sposób nie „oszukamy” :).
Pewne opóźnienia dają się zaobserwować dla ostatnich dni zakresu danych dostępnych w Narzędziach – zacząłem sprawdzać 31 lipca, otrzymałem 94%, po czym sprawdziłem jeszcze 30 lipiec, aby „upewnić się, że wartość będzie wzrastać i zbliżać się do 100%. Okazało się, że było wręcz przeciwnie – wynik 80% dla 30 lipca „lekko” mnie rozczarował. Ale cóż – pewne opóźnienia w przesyle danych „mogą występować”.
Wnioski?
Warto śledzić dane znajdujące się w Narzędziach. Tym bardziej, że widzę też lepszej jakości dane odnośnie pozycji, jaką zajmuje nasza strona dla określonych słów kluczowych. Google przyłożyło się do statystyk i nie tylko dodaje nowe, przydatne funkcje – jak np. stan indeksowania – ale także i nie zapomina o już istniejących rozwiązaniach, skutecznie (jak widać) je ulepszając.
Bardzo dobry (i świetnie opisany) sposób! Ze swojej strony dorzucam jeszcze kilka:
http://www.seoportal.pl/jak-poradzic-sobie-z-not-provided/
http://www.seoportal.pl/kolejny_sposob_na_not-provided-sprytny-filtr-dla-analitykow/
Pozdrawiam 🙂
Jest znacznie prostszy sposób aby to ominąć … Wystarczy wyłożyć kupę kasy na kampanie AdWords, za pieniądze znikają wtedy problemy z tym, że „Algorytm podejmuje niekiedy „decyzje” o niepublikowaniu danych” hipokryzja totalna co ? Jak pojawia się kasa to znika problem prywatności.
Co ma piernik do wiatraka?
Jak ci się nie podoba program 1 TVP, to go nie włączasz. Jak Ci sie nie podoba Google – używasz Binga, Yandexa czy Baidu.
Jak ktoś opiera sój biznes tylko na jednym sposobie zdobywania Kolientów – Google – musi się bardziej starać, czy mu się to podoba, czy też nie.
Najbardziej smaczku w tych całych „awanturach” dodaje fakt, że burzą się nie zwykli userzy, ale firmy SEO, których Klienci spadają w SERPach.
Jak szukam informacji w Google, to znajduję. Nie uważam, aby zeszło coś na psy. A jak branża zaśmieca SERPy – trzeba mieć odwagę się przyznać, a nie psioczyć, jakie to Google jest złe i be…
Co to są „zwykli userzy? Tzw. zwykli userzy to dla Google podzielona na grupy docelowe masa, konta użytkowników i odbiorców reklam, do których mogą dotrzeć m.in. dzięki danym uzyskanym z pomocą „niezwykłych userów”. Jak to nazywasz „zwykły user” nie generuje contentu, bez którego wyszukiwarka by nie istniała, bo oprócz adwords nie mieliby co pokazywać. Przytaczasz takie słowa: „Teoretycznie jest możliwym, że znajdziemy tam …. 100% słów, z których były wejścia na naszego bloga. Ale nie musi tak być. Algorytm podejmuje niekiedy „decyzje” o niepublikowaniu danych”. A ja napiszę: blablablabla i na to samo wyjdzie. Kolejna z wypowiedzi pracownika google z serii „nie potwierdzam i nie zaprzeczam”. Przecież takich pytań ludziom z google nie ma nawet sensu zadawać, bo każdy zna odpowiedź. Chcesz dane? Zapłać. Ale Google tak boi się nazywać rzeczy po imieniu w trosce o swój wizerunek, że ze słownika pracowników Google zniknęło słowo „opłata” 🙂
Twoje argumenty pod tytułem „łaski nie robisz, idź do innej wyszukiwarki” pozostawię bez komentarza.
„A ja napiszę: blablablabla i na to samo wyjdzie.”
Może wejdziesz sam na jakiegoś Hangouta i porozmawiasz z pracownikiem? Zobaczysz, jaką jest osobą? Najlepiej tkwić we własnym światku – „Google jest złe, ja to wiem”. W poniedziałek masz okazję – będzie JohnMu, dzisiaj jest Pierre Far.
„Ale Google tak boi się nazywać rzeczy po imieniu w trosce o swój wizerunek, że ze słownika pracowników Google zniknęło słowo „opłata” :)”
Miej swoje zdanie, a nie takie, które narzucają osoby, którym Google zafiltrowało Klientów. Dla mnie to histeria – nie widze, aby mój blog ucierpiał w ostatnich czasach. Nad stroną trzeba pracować – a jak ją pozycjonujesz to siedząc w SEO musisz wiedzieć, że może spaść. I nie ma co wyleać łez nad tym – to są konsekwencje, które mogły wystąpić. I tyle.
Osobiście kibicuję Google w ostatnich ruchach – troichę wytną z rynku „specjalistów” – zrobi się z SEO w końcu „normalna brabnża”.
„Twoje argumenty pod tytułem „łaski nie robisz, idź do innej wyszukiwarki” pozostawię bez komentarza.”
Może i mocno napisane, ale i ostatnie uwagi co do zawirowań w SERPach, spowodowanych, przyznasz, nienaturalnymi działaniami, są bardziej mocne.