Spis treści
Od pewnego czasu daje się obserwować w wypowiedziach w różnych dyskusjach w Internecie „tarcia” na linii seowiec (osoba odpowiedzialna za optymalizację strony pod kątem wyszukiwarki Google) a ux-owiec (osoba, która dba o to, aby serwis był przyjazny dla użytkownika tak, aby konwertował zgodnie z intencją właściciela – czyli np. w przypadku sklepu dokonywał zakupów) dotyczące tego, jak ustawić stronę Klienta.
Pierwsza osoba z reguły zawala niekiedy serwis tonami bełkotu, którego nie ma się zrozumieć – mimo, że jest napisany w języku polskim 🙂 – utrzymując, że tak ma być.
Druga osoba doprowadza pierwszą do palpitacji serca, sugerując usunięcie z niej wszystkich elementów, od których zależy pozycja serwisu w Google. Oczywiście także i ona informuje właściciela strony, że wie, co robi !
Czy jest się czym przejmować?
Seowiec i UXowiec żyją w innych światach
I tak, i nie.
Strona zoptymalizowana maksymalnie pod Google niekoniecznie będzie dobrze konwertowała – witryna może wyglądać beznadziejnie, ale znajdzie się wysoko w wyszukiwarce, dając właścicielowi sklepu satysfakcję z tego, że jest pierwszy na jakąś konkurencyjną frazę, podczas gdy konkurent będzie „zamykał stawkę” w TOP10.
Sprowadza się do w praktyce do tego, że wiele sklepów opisuje swoje kategorie nie pod kątem użytkowników, ale Google, co sprowadza się niekiedy do takich patologii, jak kilka ekranów tekstów o bluzkach czy zabawkach z drewna. Potencjalny Klient nie tylko nie czyta tych bzdur, to jeszcze nie widzi produktów, ponieważ znajdują się one kilka ekranów poniżej.
Z kolei taka sama strona, ale maksymalnie zoptymalizowana pod kątem wszechobecnego obecnie w mediach UX, spadnie na pewne frazy w wynikach wyszukiwania – co w dobie powszechnego „zainteresowania” właścicieli sklepów różnego rodzajami rankingami pozycji, powód do smutku i frustracji.
Co zatem zrobić – jak zoptymalizować swoją stronę, aby i wilk był syty, i owca całą? Należy znaleźć złoty środek, który wypracowuje się mozolnie miesiącami; a niekiedy należy dokonać w stosunku do promocji swojej strony w Google zmiany o 180 stopni.
Case
Proszę bardzo – moja strona firmowa.
Po latach zaniedbań, wynikających z konieczności skupienia się na różnych projektach (nie piszcie nic w komentarzach o szewcach 🙂 postanowiłem ją nie tylko w końcu ustawić pod komórki i przyspieszyć, ale i dodatkowo …. „zepsuć” – czyli nie skupić się na kwestiach związanych z SEO, a zrobić ją bardziej przyjazną dla użytkownika odwiedzającego stronę kogoś, kto świadczy usługi marketingu w wyszukiwarce Google.
„Odpuściłem sobie frazy” – takie jak pozycjonowanie kraków; a ostatnio, w przypływie „szaleństwa” nawet „Kraków” zniknęło z Title oraz H1.
Efekty?
Jeżeli chodzi o pozycje – strona pod frazę pozycjonowanie kraków jak widzę jest w okolicach TOP100
Czyli efekty są stricte in minus.
Jeżeli chodzi o wygląd strony, na którą trafiają osoby z mojego bloga, czy kwestie optymalizacyjne, włącznie z przejściem na https – mega.
Tutaj efekty są in plus.
Czy żałuję?
Tak – tego, że tak późno ją odświeżyłem. Bo czego innego mam żałować – pozycji na frazę, której nie szuka Klient, a seowcy sprawdzający pozycje? 🙂 Będąc lata temu pierwszy na „pozycjonowanie kraków” potrafiłem mieć dla frazy wyszukiwanej dziennie kilkaset razy wejść na stronę w ilości ZERO.
Czy coś zatem straciłem, poza „wizerunkiem branżowym”? 🙂
Również uważam, że trzeba najpierw przygotować witrynę dla użytkownika, a wymagania seo powinny być na drugim miejscu…można zrobić to w następujący sposób: najpierw informacje dla użytkownika, pod spodem informacje dla wyszukiwarki – mówię tutaj oczywiście o sytuacji, gdy można czerpać ruch tylko z wyników Google. Dochodzi również odpowiednie rozłożenie elementów.
Jakieś rozwiązanie jest – jednak przyznasz, że nie wygląda to profesjonalnie, jak masz słowotok, z wyboldowanymi wyrażeniami, z boku i dołu strony 🙂
Przyznam. Chociaż trzeba dążyć do rozwiązania idealnego, to nie zawsze można je znaleźć.