Zacznijmy od depozycjonowania.
Moim zdaniem z punktu widzenia prawa materialnego sprawa jest prosta – takie działania powinny być z reguły uznane za czyn nieuczciwej konkurencji, gdyż są sprzeczne z dobrymi obyczajami biznesowymi. Wydaje mi się, że tej myśli nie ma potrzeby nadmiernie rozwijać.
Przedsiębiorca, który został zaatakowany przez depozycjonowanie może żądać m.in. zaprzestania takich działań oraz usunięcia ich negatywnych skutków. Dodatkowo, jeżeli takie działania spowodowały powstanie szkody – może żądać on jej naprawienia.
Problemem w takich sprawach będzie przede wszystkim kwestia dowodowa – żeby wygrać sprawę powód będzie musiał wykazać, że jego konkurent (pozwany) dokonał działań nazywanych depozycjonowaniem (z reguły ciężko jest przeprowadzić takie prywatne śledztwo), że działania te spowodowały powstanie szkody itp. Zebranie takich dowód jest jednak możliwe, acz wymaga sporego nakładu czasu i pracy oraz wiedz technicznej. Szczegóły do omówienia w kolejnym wpisie.
Ciekawym zagadnieniem związanym z depozycjonowaniem jest ewentualna odpowiedzialność właścicieli narzędzi (programów, serwisów) ułatwiających takie działania. W grę wchodzi odpowiedzialność za bycie pomocnikiem w wyrządzeniu szkody. Odpowiedzialność taka oparta jest na zasadzie winy. Choć orzecznictwo przyjmuje, że w przypadku odpowiedzialności pomocnika wystarczy wykazanie najlżejszej formy winy – niedbalstwa, to w mojej ocenie w analizowanej sytuacji w praktyce należałoby wykazać winę umyślną, tj. chęć bycia pomocnym w wyrządzeniu szkody. Wykazanie winy podmiotu dostarczającego narzędzie do depozycjonowania obciążać będzie powoda i z reguły będzie to zadanie niezmiernie trudne. Stworzenie narzędzia do wymiany linków nie oznacza jeszcze, że zamiarem twórcy było, żeby było ono wykorzystywane do depozycjonowania i innych działań sprzecznych z dobrymi obyczajami lub prawem. Oczywiście mogą się pojawić okoliczności, które mogą ułatwić taką argumentacją, np. sposób reklamy takiego narzędzia / serwisu – jeżeli będzie ona zachęcała do depozycyjonowania stron innych przedsiębiorców lub jeżeli serwis będzie w inny sposób zachęcał do takich działań lub wskazywał jak się przed nimi bronić – to mogłoby sugerować, że celem twórcy narzędzia do wymiany linków było w istocie stworzenia narzędzia do depozycjonowania i powinien on odpowiadać za szkody wyrządzone przy użycia jego serwisu, jako pomocnik.
Co ważne, w mojej ocenie, twórca narzędzia służącego do depozycjonowania (zakładam, w tym miejscu, że jego wina została wykazana i dlatego nazywam to narzędziem do depozycjonowania) nie mógłby się skutecznie bronić powołując się na zasadę ograniczenia odpowiedzialności dostawców usług internetowych wynikającą z ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Ograniczenie odpowiedzialności dotyczy bowiem braku odpowiedzialności za treść przesyłanych (usługa przekazu) lub przechowywanych danych (hosting), natomiast nie dotyczy sytuacji, w której odpowiedzialność wynika z samej istoty działania narzędzia / serwisu. W przypadku narzędzia do wymiany linków nie chodzi o odpowiedzialność (lub jej brak) za treść kryjąca się za linkami, a odpowiedzialność za stworzenie możliwości kierowania linków do nieswojej domeny w celu jej zaszkodzenia.
Podsumowując, co do zasady za depozycjonowanie można odpowiadać. Może za to odpowiadać zarówno podmiot, który to robi, jak również podmiot będący mu w tym pomocny (twórca narzędzia lub serwisu służącego do tego), przy czym odpowiedzialność tego drugiego zależeć będzie przede wszystkim od wykazania, że twórca tego narzędzia stworzył je, ze świadomością, że może być wykorzystywane do działań sprzecznych z dobrymi obyczajami lub prawem.
(twórca narzędzia lub serwisu służącego do tego)
Czyli twórca noża (kuchennego) może być pociągnięty do odpowiedzialności np. za rozbój z użyciem tego narzędzia.
Trochę to naciągane. 🙂
Faktem oczywiście jest, ze depozycjonowanie to czyn nieuczciwej konkurencji.
Zbych,
przypomne, że Xann się publicznie przyznał, że depozycjonowął konkurencję – https://blog.seo-profi.pl/tomasz-wieliczko-tworca-e-weblinka-przyznaje-sie-do-depozycjonowania-konkurencji/
Dopóki nie brał kasy za blokadę, było OK.
Teraz to przegięcie – przypomnę czytelnikom, ż ejuż raz szumnie zapowiedział o tym, że będzie wymagać kasy za blokadę, ale chyba pod wrażeniem burzy, jaką wywołało opierniczenie przez osoby z branży Statlinka, po cichu się z pomysłu wycofał.
Branża teraz nic nie mówi – i nie pytaj się mnie, dlaczego Statloink był be, a weblink jest cacy 🙂 – sam sobie odpowiedz…
Nie do końca masz rację. Oczywiście nie mówię o odpowiedzialności karnej, a wyłącznie cywilnej.
Dla przykładu mogę przywołać przykład, kiedy to producent środka do udrażniania rur musiał zapłacić odszkodowanie za nienależyte zamknięcie, co zaskutkowało, że małe dziecko z łatwością mogło pojemnik otworzyć i szkodliwą substancję połknąć. W tym wypadku, wykorzystywanie SWL do linkowania domen, których właścicielem się nie jest, właśnie z ewentualnym zabezpieczeniem mamy do czynienia.
Świetny artykuł, jeden z niewielu blogów, który porusza tą ważną kwestię. Czy były już jakieś procesy w takich sprawach? Jak na razie nie słyszałem o żadnym.
Dzięki – jak widzisz nie jest łatwo, no ale tutaj chodzi o wszystkich, a nie o mojego bloga – który już raz był depozycjonowany i … nic.
Z tego co wiem, to na razie ludzie załatwiają to „po cichu” – jak napisałem kiedyś, że są już podejrzani to jednak ktoś mi zarzucił, że ściemniam 🙂
No cóż – każdy ma prawo do własnej opinii.
No to po co to całe zamieszanie, skoro depozycjonowanie nie działa?
Kiedy bedzie w końcu jakiś proces na Xanna, który jasno pokaże każdemu kto ma racje, a nie jakieś pitu pitu i sztuczne podjeżdżanie na blogach?
Założmy sytuacje – ty nie blokowałeś u Xanna domeny, Xann Cię dopalił… i jak sam piszesz „”był depozycjonowany i nic” ? To co zakladasz sprawe czy nie? Jeśli tak to po co, jeśli nie to po co temat?
Jeśli Google Cie wywali z indeksu bo nie spełniasz jego regulaminu (xann ustalił regulamin tak, ze każe płącic) to pozwiesz google?
Ja tam myślę, że specjalnie poruszasz takie tematy, żeby zbierać darmowy kontent w formie komentarzy 🙂
pozdrowienia
wpis ma zrócić uwagę na problem – Xann utrzymuje że depozycjonuje konkurencję więc mamy do wyboru bić my brawo lub zwrócić uwagę na problem.
Nie wiem co Tu robisz jak widzisz no jak ktoś rysuje Co auto – komentarzem jak ten pozwalasz domniewywać że … Nie widzisz problemu. Twój wybór
Inaczej się rozmawia z niebranżowcem a inaczej z osobą jak Ty – która zna zagadnienie.
Rozumiem że Ty z ochotą będziesz płacił za blokadę – to Twój wybór. Ja w tym cyrku nie będę brał udziału.
Na pewn komuś kiedyś puszczą nerwy i sprawa znajdzie swój finał w Temidzie. Pożyjemy zobaczymy.
Panie bloga pod kontent w komentarzach? 🙂 – ech miałbyś swojego bloga to byś wiedział co napisałeś 🙂
Trochę się pogubiłem w Twoich opiniach Sebastianie na temat depozycjonowania i nie wiem już czy ono jest możliwe Twoim zdaniem czy nie. Ja wykorzystując swoje prawo do wyrażenia opinii powiem, iż moim zdaniem to działanie jest możliwe… ba ten proceder trwa i to na masową skalę. Problem polega na tym że często jest to mniej opłacalne od pozycjonowania. Wymaga większych nakładów pracy, często pieniędzy no i grozi sankcjami prawnymi… Chociaż w tym ostatnim przypadku prawo jest trochę bezbronne… o tyle że ciężko jest wykazać szkodę i działanie konkurencji a raczej konkretnej firmy, której zależy na wyrzuceniu nas z TOPów. Tak czy inaczej depozycjonowanie wbrew pozorom to nie jest taka prosta sprawa jak się wszystkim wydaje. Google przewidziało że (zwłaszcza w naszym regionie) pojawią się SEO trolle, które po trupach będą chciały dojść do topów w myśl zasady „cel uświęca środki”.
Przyglądałem się sprawie Xanna. Cóż, niezależnie czy depozycjonowanie istnieje czy nie, pobieranie opłaty za zablokowanie mojej strony w systemie, w którym nie życzę sobie figurować jest zwyczajną opłatą za ochronę czy też pewnego rodzaju lichwiarską sztuczką… żeby nie powiedzieć wulgarniej sk***ństwem…. Nie oceniam tutaj samego Xanna ale każdego kto dopuszcza się takich działań w każdej innej dziedzinie życia.
Kaspar napisał, że jest trudne, ale możliwe. Ja to zdanie popieram – znam jeden case, gdzie to wypaliło. JEDEN – sprawa się wyprostowała sama po 3 miesiącach czasu.
Prawo nie jest bezbronne – jak ludzie przestaną słuchac opisnii ososby, która myli depozycjonowanie z Adwordsami to w końcu znajdzie się ktoś, kto powie DOŚĆ – chociażby procedurze płacenia za ochronę; w pełni się zgadzam, że to sk… i czekam na 15 listopada, aby zobaczyc, co będzie się działo.
Źle się wyraziłem z tym „bezbronnym prawem” tzn. mało precyzyjnie. Miałem na myśli polskie wydanie (bez)praw(i)a… Chyba nie wierzysz że firma która „ma plecy” wśród prokuratorów, sędziów, posłów czy senatorów poniesie konsekwencje nawet jak będą przeciwko niej mocne dowody…?
@Neutron,
wiesz, wiem, że w życiu bywa róznie – ale jakoś staram się nie widzieć wszędzie „pleców” 🙂
Rozumiem, że przez depozycjonowanie nazywacie działania wprost przeciw domenie pacjenta?
Istnieje jednak bardzo skuteczny LEGALNY sposób depozycjonowania strony poprzez nie dotykanie jej,nie linkowanie, nie kopiowanie treści itp 😉
Co do aspektu prawnego to nikt z Was nie ma racji, gdyż już samo „pozycjonowanie” jest niezgodne z sensem istnienia wyszukiwarki i jej wytycznych, a więc z prawem !
@Jacek, nie jest tak jak piszesz.
BMW nie wyprodukowało auta i nie sprzedawało go jako narzędzia do przestępstwa, czyli przejechania Twojego kumpla. Tylko sprzedało jako pojazd do bezpiecznego jeżdżenia.
Wystarczy przeczytać że zrozumieniem sam artykuł. Ale może to dla niektórych być trudne.
„Ciekawym zagadnieniem związanym z depozycjonowaniem jest ewentualna odpowiedzialność właścicieli narzędzi (programów, serwisów) ułatwiających takie działania.”
Na podobnej zasadzie można pozwać BMW za to, że ktoś przejechał nim mojego znajomego.
Nie Splif. Nie rozumiesz złożoności tematu – nie wygląda to tak prosto, jak Xann próbuje uogólnić.
Nie będe wchodził w szczegóły – opinia prawna jest jednoznaczna – dywagowanie nie ma sensu.
Przypomnę, że o depozycyjonowaniu jako czynie nieuczciwej konkurencji też się „nabijano” – dopóki nie pojawiła się opinia u mnie prawna z tego zakresu. Teraz podejście się zmieniło – każdy, kto to neguje utrzymuje, że osoby takiej nie da się namierzyć. A ja czekam cierpliwie na pozew, bo wiem, że kilka osób się przymierza do tego – zastanawia mnie jednak, co osoby, które teraz nabijają się z możłiwości wykrycia sprawcy będą wtedy mówić…